27.1.10

Kruk

Zaczął sypać drobny śnieżek. Potem przestał i tylko wiatr delikatnie kołysał czubkami drzew. Trawa, nieopadłe jeszcze liście, gałęzie – wszystko spłowiałe, poszarzałe z zimna. Las był ciągle bogaty i piękny, tyle że już opuszczony i smutny.
Kruk siedział na gałęzi i snuł swe odwieczne rozmyślania.
„I znowu zima – myślał Kruk. – Znowu śnieg przysypie i ubieli wszystko, świerki pokryje szron, a mróz sprawi, że gałązki brzóz będą kruche jak szkło. Zaświeci słońce, lecz blado i na krótko, a o wczesnym zmierzchu latać będziemy tylko my – kruki. Latać i krakać.”
Zapadał zmierzch.
„Polecę” – zdecydował Kruk i nadspodziewanie lekko zsunął się z wygrzanego miejsca. Leciał, prawie nie poruszając skrzydłami, bez trudu odnajdując drogę wśród drzew.
„Ani żywego ducha – westchnął. – Gdzie się wszyscy podziali?”
Rzeczywiście, las był pusty i szary.
- Sza-r-r-r-y! – głośno powtórzył Kruk, siadając na starym pniu pośrodku polany. Poruszył głową, spoglądając uważnie swymi niebieskimi oczyma.
- O, wrona! – powiedział Miś do Jeżyka.
- Gdzie?
- Tam, na pniu.
- Siedzieli pod rozłożystym świerkiem i patrzyli, jak las pogrążą się w szarym zmierzchu.
- Chodź, pójdziemy nią porozmawiać – zaproponował Jeżyk.
- A co jej powiesz?
- Nic takiego. Zaproszę ją na herbatę. Powiem: „Robi się późno, chodźmy, Wrono, na herbatę.”
- Dobrze – zgodził się Miś.
Wygramolili się spod gałęzi i podeszli do Kruka.
- Robi się późno – powiedział Jeżyk. – Zapraszamy, Wrono, na herbatę.
- Jestem Kr-r-r-ukiem – powoli i ochryple powiedział Kruk. – I nie pijam herbaty.
- Mamy tez konfiturę z malin – dodał Niedźwiadek.
- I grzybki.
Kruk utkwił w nich swoje niezmienne, kamienne spojrzenie i pomyślał „E-he-heh!”
- Nie pijam herbaty – powtórzył.
- Możemy poczęstować cię miodem – obiecał Miś.
- Mamy borówki i żurawiny – dodał Jeżyk.
Kruk nie odezwał się. Ciężko poruszył skrzydłami i popłynął nad polaną. W gęstniejącym mroku, z rozpostartymi skrzydłami wydawał się tak ogromny, że Jeżyk i Niedźwiadek aż przykucnęli wrażenia.
- To ci Wrona! – westchnął z szacunkiem Miś. – I ktoś taki miałby z nami pić herbatę!
- To jest on – Kruk – poprawił go Jeżyk.
- Przecież mówię. „Zaprośmy, zaprośmy!” – przedrzeźniał Jeżyka. – No i zaprosiliśmy.
- I co z tego – odparł Jeżyk. – On się oswoi. Wyobraź sobie tylko: zawsze sam i sam. Następnym razem na pewno się zgodzi…
Już prawie w całkowitych ciemnościach Kruk leciał nad polami, widział jakieś odległe światełka i o niczym nie myślał, tylko szeroko i mocno podnosił i opuszczał skrzydła.
Siergiej Kozłow, Ostatnia jesienna piosenka

2 komentarze:

Moni pisze...

no Ania dawaj coś nowego do poczytania! :)

Anonimowy pisze...

hi, new to the site, thanks.