28.9.10

O rozpoznawaniu emocji

Dyskrecja i młyn codziennego życia sprawiają, że ludzie nie zwracają większej uwagi na wyraz twarzy innych. Ekman sądzi, że "oduczamy się" rozpoznawać gesty mimiczne, ponieważ mieszkamy w świecie radykalnie różniącym się od tego, w jakim takie gesty się wykształciły. Zamiast przez całe życie przebywać wśród dobrze znanych twarzy członków plemienia, każdego dnia spotykamy setki nowych twarzy. Uczymy się radzić sobie z takim natłokiem, nie zwracając uwagi na twarze obcych i unikając naruszania ich prywatności.

Richard Conniff, Korporacyjne zwierzę (oryg. The Ape in the Corner Office)

14.4.10

Wskazówki i ostrzeżenia

Należy dopilnować aby dzieci, a także dorośli nie jedli roślin akwariowych. Po ich spożyciu mogą wystąpić istotne zaburzenia zdrowotne.

Peter Stadelmann, Akwarium

13.3.10

O wyborze

Nie pozostawiajmy tu żadnych niedomówień: dzisiaj, w płynnej fazie nowoczesności - podobnie jak kiedyś, w fazie bytów solidnych - indywidualizacja jest losem człowieka, a nie wyborem. W świecie wolności wyboru indywidualnego nikt nie może uniknąć indywidualizacji ani odmówić udziału w powszechnej "grze w indywidualność". Niezależność i samowystarczalność jednostki mogą się przy tym okazać kolejnym złudzeniem. To, że ludzie nie mają już kogo winić za swoje niepowodzenia i kłopoty, nie musi wcale znaczyć, że potrafią obronić się przed niepowodzeniami za pomocą domowych środków, lub jak baron Münchhausen, samemu wyciągnąć się z kłopotów za włosy. Jeżeli zachorują, mówi się im przecież, iż stało się tak dlatego, że nie dość skutecznie i pilni dbali o swoje zdrowie; jeżeli nie mogą znaleźć pracy, to widocznie nie nauczyli się pisać podań, nie potrafili zabiegać o sukces w selekcji kandydatów, nie starali się dostatecznie mocno o jej znalezienie albo po prostu są leniwi; jeżeli drżą o swoją przyszłość zawodową i zadręczają się myślą o jutrze, to widocznie nie potrafią zjednywać sobie przyjaciół i wpływać na ludzi, a to oznacza, że nie opanowali - mimo iż powinni - sztuki autoekspresji i subtelnego narzucania swojej woli innym. Ponieważ słuchają tego na okrągło, przywykli w to wierzyć i zachowują się tak, jakby w tym właśnie tkwiła istota problemu. Beck wyraża tę prawdę trafnie a dobitnie, pisząc, że "życie człowieka staje się próbą biograficznego rozwiązywania systemowych sprzeczności". Ryzyko i sprzeczności są nadal wytworem społeczeństwa, ale obowiązek i konieczność radzenia sobie z nimi przenosi się na barki poszczególnych jednostek.

Zygmunt Bauman, Płynna nowoczesność (oryg. Liquid Modernity)

7.3.10

Habanera



Quand je vous aimerai?
Ma foi, je ne sais pas,
Peut-être jamais, peut-être demain.
Mais pas aujourd'hui, c'est certain

L'amour est un oiseau rebelle
que nul ne peut apprivoiser,
et c'est bien en vain qu'on l'appelle,
s'il lui convient de refuser.
Rien n'y fait, menace ou prière,
l'un parle bien, l'autre se tait:
Et c'est l'autre que je préfère,
Il n'a rien dit mais il me plaît.
L'amour! L'amour! L'amour! L'amour!

L'amour est enfant de Bohème,
il n'a jamais, jamais connu de loi;
si tu ne m'aimes pas, je t'aime:
si je t'aime, prends garde à toi!
Si tu ne m’aimes pas,
Si tu ne m’aimes pas, je t’aime!
Mais, si je t’aime,
Si je t’aime, prends garde à toi!
Si tu ne m’aimes pas,
Si tu ne m’aimes pas, je t’aime!
Mais, si je t’aime,
Si je t’aime, prends garde à toi!

L'oiseau que tu croyais surprendre
battit de l'aile et s'envola ...
l'amour est loin, tu peux l'attendre;
tu ne l'attends plus, il est là!
Tout autour de toi, vite, vite,
il vient, s'en va, puis il revient ...
tu crois le tenir, il t'évite,
tu crois l'éviter, il te tient.
L'amour! L'amour! L'amour! L'amour!

L'amour est enfant de Bohème,
il n'a jamais, jamais connu de loi;
si tu ne m'aimes pas, je t'aime:
si je t'aime, prends garde à toi!

16.2.10

O dziwieniu się

Byłem bardzo samotnym małym Muminkiem, jak to często bywa w przypadku posiadaczy wybitnych uzdolnień. Nikt się na mnie nie poznał ani nawet ja sam. Zauważyłem, oczywiście, różnicę między mną a innymi Muminkami. Polegała ona przede wszystkim na ich pożałowania godnej niezdolności do zastanawiania się i dziwienia.
Potrafiłem, na przykład, pytać Ciotkę Paszczaka, dlaczego wszystko jest tak, jak jest, a nie odwrotnie.
- To by dopiero ładnie wyglądało! - odpowiadała. Czyż nie jest dobrze tak, jak jest?
Nigdy nie otrzymywałem od niej wyczerpujących wyjaśnień i utwierdzało mnie coraz bardziej w przekonaniu, że Ciotka zawsze usiłuje robić wszystko byle jak. Wiadomo zresztą, że dla Paszczaków nie ma żadnego znaczenia: co – kiedy i kto – jak.
Zdarzało się, że pytałem ją, dlaczego ja jestem sobą, a nie kimś całkiem innym.
- Prawdziwy pech, twój i mój! Myłeś się już? - to byłą cała jej odpowiedź.
Lecz ja pytałem dalej:
- A dlaczego pani jest Paszczakiem, a nie Muminkiem?
- Bo moi rodzice byli Paszczakami, dzięki Bogu – odpowiadała.
- A ich tatuś i mamusia? - zastanawiałem się.
- Paszczakami, rzecz jasna – oburzała się. - Tak samo jak ich tatusie i mamy, i tych tatusiów i mam tatusie i mamy, i tak dalej, i tak dalej, a teraz idź się umyć bo inaczej zwariuję.
- To niesamowite – dziwiłem się. - Oni się nigdy nie kończą? Przecież kiedyś musiało się zacząć od pierwszego tatusia i pierwszej mamy?
- To było tak dawno, że nie ma co sobie tym głowy zawracać – odpowiadała Ciotka Paszczaka. - Zresztą, dlaczego mieliby się kończyć?
Ogarniało mnie wówczas mgliste, lecz uporczywe uczucie, że cały szereg tatusiów i mam mnie dotyczących był czymś jedynym w swoim rodzaju. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby na moim powijaku była wyhaftowana korona królewska. Lecz niestety!
Którejś nocy śniło mi się, że przywitałem się z Ciotką Paszczaka, trzymając ogonek pod nieodpowiednim kątem, to znaczy siedemdziesięciu stopni. Opowiedziałem jej mój przyjemny sen i zapytałem, czy ją rozgniewał.
- Sny to zawracanie głowy – odparła.
- A skąd to wiadomo? - nie dawałem za wygraną. - Może Muminek, który mi się śnił, jest tym właściwym, a ten, który tu stoi, tylko się pani śni?
- Niestety, nie! Nie mam wątpliwości, że istniejesz – rzekła Ciotka Paszczaka zmęczonym głosem. - Ja nie nadążam za tobą! Przyprawiasz mnie o ból głowy! Co z ciebie będzie w tym niepaszczackim świecie?
- Będę sławny – odparłem poważnie. - A poza tym wybuduję dom dziecka dla Paszczaków podrzutków. I wszystkim im będzie wolno jeść w łóżku chleb z miodem i trzymać pod łóżkiem zaskrońce i skunksy!
- One na pewno nie będą chciały – zapewniła mnie Ciotka Paszczaka.
Niestety, chyba miała rację.

I tak przeminęło moje wczesne dzieciństwo w ustawicznej cichej zadumie. Dziwiłem się wciąż i bez przerwy i ciągle powtarzałem pytania na temat: „co – kiedy” i „kto – jak?”.
Ciotka Paszczaka i jej zdyscyplinowane podrzutki unikały mnie, jak tylko mogły, bo słowo „dlaczego” wyraźnie wprowadzało je w zakłopotanie. Toteż snułem się samotnie po nadmorskim bezdrzewnym pustkowiu otaczającym dom i rozmyślałem nad pajęczynami i gwiazdami, nad małymi stworzonkami o zakręconych ogonkach, uwijających się w kałużach, i nad wiatrem, który wiał z różnych stron i zawsze miał inny zapach (później dopiero miałem się dowiedzieć, że uzdolniony Muminek zawsze dziwi się temu, co wygląda na oczywiste, natomiast absolutnie nie widzi nic dziwnego w tym, co zwyczajnemu Muminkowi wydaje się niezwykłe). Był to okres pełen melancholii.

Pamiętniki Tatusia Muminka, Tove Jansson, tłum. Teresa Chłapowska

27.1.10

Kruk

Zaczął sypać drobny śnieżek. Potem przestał i tylko wiatr delikatnie kołysał czubkami drzew. Trawa, nieopadłe jeszcze liście, gałęzie – wszystko spłowiałe, poszarzałe z zimna. Las był ciągle bogaty i piękny, tyle że już opuszczony i smutny.
Kruk siedział na gałęzi i snuł swe odwieczne rozmyślania.
„I znowu zima – myślał Kruk. – Znowu śnieg przysypie i ubieli wszystko, świerki pokryje szron, a mróz sprawi, że gałązki brzóz będą kruche jak szkło. Zaświeci słońce, lecz blado i na krótko, a o wczesnym zmierzchu latać będziemy tylko my – kruki. Latać i krakać.”
Zapadał zmierzch.
„Polecę” – zdecydował Kruk i nadspodziewanie lekko zsunął się z wygrzanego miejsca. Leciał, prawie nie poruszając skrzydłami, bez trudu odnajdując drogę wśród drzew.
„Ani żywego ducha – westchnął. – Gdzie się wszyscy podziali?”
Rzeczywiście, las był pusty i szary.
- Sza-r-r-r-y! – głośno powtórzył Kruk, siadając na starym pniu pośrodku polany. Poruszył głową, spoglądając uważnie swymi niebieskimi oczyma.
- O, wrona! – powiedział Miś do Jeżyka.
- Gdzie?
- Tam, na pniu.
- Siedzieli pod rozłożystym świerkiem i patrzyli, jak las pogrążą się w szarym zmierzchu.
- Chodź, pójdziemy nią porozmawiać – zaproponował Jeżyk.
- A co jej powiesz?
- Nic takiego. Zaproszę ją na herbatę. Powiem: „Robi się późno, chodźmy, Wrono, na herbatę.”
- Dobrze – zgodził się Miś.
Wygramolili się spod gałęzi i podeszli do Kruka.
- Robi się późno – powiedział Jeżyk. – Zapraszamy, Wrono, na herbatę.
- Jestem Kr-r-r-ukiem – powoli i ochryple powiedział Kruk. – I nie pijam herbaty.
- Mamy tez konfiturę z malin – dodał Niedźwiadek.
- I grzybki.
Kruk utkwił w nich swoje niezmienne, kamienne spojrzenie i pomyślał „E-he-heh!”
- Nie pijam herbaty – powtórzył.
- Możemy poczęstować cię miodem – obiecał Miś.
- Mamy borówki i żurawiny – dodał Jeżyk.
Kruk nie odezwał się. Ciężko poruszył skrzydłami i popłynął nad polaną. W gęstniejącym mroku, z rozpostartymi skrzydłami wydawał się tak ogromny, że Jeżyk i Niedźwiadek aż przykucnęli wrażenia.
- To ci Wrona! – westchnął z szacunkiem Miś. – I ktoś taki miałby z nami pić herbatę!
- To jest on – Kruk – poprawił go Jeżyk.
- Przecież mówię. „Zaprośmy, zaprośmy!” – przedrzeźniał Jeżyka. – No i zaprosiliśmy.
- I co z tego – odparł Jeżyk. – On się oswoi. Wyobraź sobie tylko: zawsze sam i sam. Następnym razem na pewno się zgodzi…
Już prawie w całkowitych ciemnościach Kruk leciał nad polami, widział jakieś odległe światełka i o niczym nie myślał, tylko szeroko i mocno podnosił i opuszczał skrzydła.
Siergiej Kozłow, Ostatnia jesienna piosenka

25.1.10

My Cardboard Life

Znak jakości "Przed otwarciem wstrząsnąć" wędruje do "My Cardboard Life" Philippy Rice:

Paper Scissors
(klik-klik, żeby powiększyć)

Wash Board

Recycling
znalezione na Pattern Recognition

24.1.10

Pewnego dnia skończył się Internet...

...i zaczęłam czytać książki:


Harry zastaje Gwen w łóżku z Tobiaszem i jest tym zaskoczony. Mówi do siebie: Jestem zaskoczony. Jego mina zdaje się to potwierdzać. Z niedowierzaniem przygląda się swojej twarzy w łazienkowym lustrze. Odczuwa głęboką melancholię połączoną z nieufnością. Jakie to skomplikowane, myśli. Czy nie dowierzam swojej melancholii, czy też może jestem melancholijny na skutek nieufności.

*

Otwarcie okna i wpuszczenie do środka zimnego powietrza oznacza zainicjowanie procesu o nieodwracalnych konsekwencjach. Gdy świadomość oderwie się od wizualnej implozji, komórki mózgowe zaczynają bezładnie przesyłać sobie we wszystkich kierunkach pilne informacje... następuje coś w rodzaju paraliżu. Zamiar zastyga w niepewność. Ludziom wydaje się, że panują nad otwieraniem i zamykaniem okien... czynności te kształtują w nich mylne poczucie pewności, które nieuchronnie wywołuje dalekosiężne reperkusje. Mężczyźni w ogóle się nad tym nie zastanawiają, kiedy nocą żony proszą ich o zamknięcie okna. Nadzy wyskakują z łóżka... niektórzy nigdy nie docierają do okna... inni nie wracają... Któż jest w stanie ocenić niebezpieczeństwa grożące człowiekowi na przestrzeni między łóżkiem i otworem w ścianie.

*

Wszystko, co wydarza się po raz drugi, jest nieznośnie znajome, oprócz jazdy przez tunel. Ludzie jakoś ją tolerują, gdyż przerywa słoneczną monotonię. Siedzą w samochodach i myślą.

Walter Abish, "Konfiguracje" z tomu Klucz do alfabetu, tłum. Janusz Semrau oraz Marek Wilczyński


Gdybym miała zostać pisarzem (czemu pisarką brzmi mniej poważnie?), chciałabym pisać właśnie tak.

6.1.10

Niebo jest dla niedopasowanych

I always used to think that Heaven is a place for people who've spent their whole life being good, but it isn't. God is too merciful and kind to make a decision like that. Heaven is simply a place for people who were genuinely unable to be happy on earth. They told me here that people who kill themselves return to live their life all over again, because the fact they didn't like it the first time doesn't mean they won't fit in the second time. But the ones who really don't fit in the world wind up here. They each have their own way of getting to Heaven.
Etgar Keret, "Pipes" z tomu The Bus Driver Who Wanted to Be God, tłum. Miriam Shlesinger

3.1.10

Równowaga

Balance braci Lauenstein:


znalezione na słowa i obrazy

. . . Add though a context. A time and place to the film’s creation. Germany, 1989. If you do, you realize a whole host of additional readings and levels are available to enjoy. The fact that the men are identical but for their numbers, is this not a oft-used symbol for the anonymity desired of those in a Communist society? That they are all the same and thus interchangeable? The cooperation they display at first is perhaps indicative of Socialism, and the box, what is the meaning of the music it plays, the dancing it inspired? Radio Free Europe used to broadcast American music, such as the jazz heard coming out of the box, into Communist countries throughout the Cold War. Perhaps the box is a symbol of possibility, of what is outside the closed system, which inevitably undermines said system.

And so a parable about selfishness becomes an allegory about German society and Soviet Communism at its fall. The sad and ironic ending of Balance, who is at fault? The men that fail to do what is best for them? Or the system that fails to acknowledge this human quality?

Jason Sondhi, Short of the Week