13.10.09

"Zając i zmierzch"

- Zając chciałby z nami pozmierzchać.
- Niech zmierzcha – zgodził się Jeżyk i wyniósł na ganek jeszcze jeden wiklinowy fotel.
- Czy można? – spytał Zając, który czekał przed domem na wynik rozmowy.
- Wchodź – powiedział Jeżyk.
Zając wszedł po schodkach i teraz starannie wycierał łapy.
- Jeszcze, jeszcze! – zachęcał Miś. – Jeżyk lubi porządek.
- Czy mogę usiąść? – spytał Zając.
- Siadaj – powiedział Miś. On i Jeżyk też usadowili się w fotelach.
- A jak będziemy zmierzchać? – zainteresował się Zając.
Jeżyk milczał.
- Będziemy siedzieć o zmierzchu i milczeć – wyjaśnił Miś.
- A można rozmawiać? – dopytywał się Zając.
Jeżyk nadal milczał.
- Mów – powiedział Niedźwiadek.
- Ja zmierzcham pierwszy raz – wyjaśniał Zając – dlatego nie znam zasad. Nie gniewajcie się na mnie, dobrze?
- Nie gniewamy się – odezwał się Jeżyk.
- Jak tylko się dowiedziałem, że zmierzchacie, specjalnie kręciłem się koło twego domu, Jeżyku, i obserwowałem was. Stamtąd, spod tamtego krzaka. No – myślałem – ale oni sobie fajnie zmierzchają. Gdybym ja tak mógł. Potem wróciłem do domu, ściągnąłem ze strychu stary fotel, usiadłem i siedzę…
- I co? – zapytał Miś.
- I nic. Zrobiło się po prostu ciemno – powiedział Zając. – Nie – myślę sobie – to nie takie proste, nie wystarczy siedzieć i czekać. Coś w tym musi być. Poproszę – myślę sobie – Jeżyka i Misia, żeby pozwolili mi pozmierzchać ze sobą. Może się zgodzą?
- Uhm! – powiedział Niedźwiadek.
- Czy już zaczęliśmy zmierzchać? – dopytywał się Zając.
Jeżyk patrzył na zapadający Zmierzch, na mgłę zasnuwającą dolinki i właściwie nie słyszał Zająca.
- Czy zmierzchając można śpiewać? – zastanawiał się Zając.
Jeżyk milczał.
- Śpiewaj – powiedział Miś.
- Ale co?
Nikt mu nie odpowiedział.
- Może coś wesołego? Zaśpiewam coś wesołego, bo tak jakoś nieswojo się zrobiło.
- Śpiewaj – powtórzył Niedźwiadek.
„La – la! La – la!” – wydzierał się Zając, a Jeżyka ogarnął smutek.
Niedźwiadek czuł się okropnie. Nie dość, że ściągnął tu Zająca i ten plecie, co mu ślina na język przyniesie, to jeszcze na dodatek drze się wniebogłosy. Ponieważ nie wiedział, co ma zrobić – zawył wraz z Zającem
„La – la! Li – li!” – wydarł się Miś.
„La – la! La – la!” – wyśpiewywał Zając.
Zmierzch pogłębiał się, a Jeżyk cierpiał coraz bardziej.
- Pomilczmy trochę, co? – powiedział. – Posłuchajcie, jak cicho.
Zając i Niedźwiadek umilkli i zaczęli nasłuchiwać. Nad polaną, nad lasem płynęła jesienna cisza.
- A co będziemy teraz robić? – dopytywał się szeptem Zając.
- Ćśś! – powiedział Miś
- To już zmierzchamy? – upewnił się Zając.
Niedźwiadek kiwnął głową.
- Więc będziemy milczeć aż do zmroku?
Zapadła ciemność. Ponad czubkami świerków płynął księżyc, złoty jak cząstka pomarańczy. Widok ten sprawił, że Jeżykowi i Misiowi zrobiło się jakby cieplej. I obydwaj poczuli, że w ciemności uśmiechają się do siebie.

Siergiej Kozłow, Ostatnia jesienna piosenka, tłum. Anna Kowalska


Wpis sponsorowany przez nadciągające załamanie pogody.

Brak komentarzy: